BIALYSTOK.SPORT.PL NA FACEBOOKU - POLUB NAS
Na zakończenie trzeciej kolejki ekstraklasy spotkały się dwa zespoły, które w nowym sezonie nie poniosły jeszcze porażki. Z tą różnicą, że piłkarze Jagiellonii w dwóch pierwszych pojedynkach zainkasowali komplet punktów (1:0 z Zawiszą
Bydgoszcz, 3:2 ze Śląskiem
Wrocław), a zawodnicy Lechii dopisali do swego dorobku dwa "oczka" (2:2 Podbeskidzie Bielsko-Biała, 1:1 Ruch Chorzów). Poza tym ekipa z Gdańska zaliczyła jeszcze remis 2:2 w towarzyskim starciu z grającą w rezerwowym składzie Barceloną.
- To, że Lechia grała z Barceloną, nie ma większego znaczenia. Na pewno Lechia to ciekawy zespół, ale my patrzymy tylko na siebie, koncentrujemy się tylko na sobie i jedziemy powalczyć - mówił przed starciem w Gdańsku
Jakub Słowik, bramkarz Jagiellonii.
Z kolei trener Piotr Stokowiec przed wyjazdem nad morze często powtarzał słowo "pokora".
- Podchodzimy do kolejnego rywala z dużym szacunkiem i z pokorą, mimo tych dwóch zwycięstw, które są za nami -
stwierdzał szkoleniowiec Jagiellonii, który w starciu z Lechią postanowił dokonać jednej zmiany w podstawowym składzie swej drużyny w porównaniu do meczu we
Wrocławiu. Od pierwszej minuty na boisko wybiegł Bekim Balaj, zastąpił Mateusza Piątkowskiego. Albańczyk w dwóch poprzednich pojedynkach na murawie pojawiał się z ławki rezerwowych i po kilku minutach zdobywał gole. W poniedziałek było inaczej.
W pierwszej połowie konfrontacji białostoczanie praktycznie nie stworzyli zagrożenia pod bramką gospodarzy. Co prawda jeszcze pierwszy kwadrans był niezły w wykonaniu gości, m.in. Dani Quintana mógł wykorzystać błąd Jarosława Bieniuka (Hiszpan uderzył jednak niecelnie), ale później gra Jagiellonii wyglądała coraz słabiej. Wrócił koszmar z poprzedniego sezonu, czyli dość proste błędy w defensywie. W 16. minucie wykorzystał to Paweł Buzała. Martin Baran źle obliczył lot piłki, napastnika Lechii nie zdążył zablokować Alexis Norambuena i gospodarze prowadzili 1:0.
To nie był jedyny błąd białostockiej defensywy w pierwszej połowie poniedziałkowego meczu. Piłkarze Jagiellonii mogli schodzić na przerwę przegrywając nawet 0:3. M.in. dwóch bardzo dobrych okazji do zdobycia gola nie wykorzystał jednak Daisuke Matsui.
- Przegrywamy 0:1, trener Piotr Stokowiec na pewno przekaże nam w przerwie wskazówki, żeby nasza gra w drugiej połowie lepiej wyglądała - mówił schodząc do szatni w rozmowie z reporterem Canal + Jonatan Straus,
któremu przybył ostatnio konkurent do miejsca w składzie.
W przerwie trener Piotr Stokowiec postanowił dokonać jednej zmiany w składzie swej drużyny. Na boisko nie wybiegł już Quintana, który w pierwszej połowie nabawił się urazu, a jego miejsce zajął Dawid Plizga. Jagiellonia zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce, ale wraz z upływającymi minutami nie zmieniała się jedna ze statystyk. Nadal w rubryce celne strzały po stronie ekipy z Białegostoku widniało "0". M.in. z tego względu Piotr Stokowiec zdecydował się na kolejną roszadę w składzie swej drużyny. W 66. minucie na boisku pojawił się Piątkowski, a opuścił je Maciej Gajos. Potem jeszcze debiut w żółto-czerwonych barwach zaliczył Giorgi Popchadze. Gdy Gruzin wchodził na boisko, Lechia prowadziła już 2:0. Na listę strzelców po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wpisał się bowiem Sebastian Madera.
Zresztą wygrana gospodarzy mogła być bardziej okazała. O niewykorzystanych sytuacjach w pierwszej połowie przez Daisuke Matsui już było, a trzeba też wspomnieć, że w drugiej części pojedynku dogodną okazję do zdobycia gola miał m.in. Piotr Grzelczak (po tym gdy z interwencją nie zdążył Norambuana), ale powstrzymał go Baran.
Ostatecznie białostoczanie przegrali pierwszy mecz w sezonie i nie poprawili wyniku sprzed 25 lat,
gdy Jagiellonia też sezon rozpoczęła od dwóch wygranych, a w trzeciej kolejce poniosła porażkę.