Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Mecz Jagiellonii z Ruchem z trybun stadionu w Białymstoku oglądało dokładnie 10068 osób. Wynik, biorąc pod uwagę, że mecz był rozgrywany w środku tygodnia, a nie w weekend, jest naprawdę dobry. - Kibice przychodzą na stadion, co potwierdzili dzisiaj i mimo środowego terminu zjawiło się dziesięć tysięcy. To miłe, że chcą oglądać naszą grę - mówił po spotkaniu Michał Pazdan, a kibice na początku drugiej połowy zaprezentowali ciekawą oprawę. Problem tylko w tym, że zostały użyte race, a więc pewnie będzie też kara.
Po tym strzale Przemysława Frankowskiego piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki Ruchu. Jagiellonia prowadziła 1:0. Strzelec bramki po meczu był bardzo szczęśliwy, gdyż w obecnym sezonie nie omijały go problemy zdrowotne. W pierwszym wiosennym spotkaniu tak nieszczęśliwie dostał piłką w głowę, że miał problemy ze wzrokiem. Zdarzały się sytuacje, że nawet nie widział. Ostatecznie musiał przejść zabieg i wszystko zakończyło się dobrze.
Przed meczem, jak też w jego przerwie, czas kibicom umilił m.in. pokaz cheerleaderek ze studia tańca Justyna&Gracjan.
Sędzia Tomasz Kwiatkowski podczas meczu w Białymstoku pięciokrotnie sięgał do kieszeni po żółte kartki. Dwie z nich zobaczyli zawodnicy Jagiellonii, a trzy piłkarze Ruchu.
Rafał Grzyb zagrał w środę mecz numer 147 w ekstraklasie w barwach Jagiellonii. Kapitan drużyny tym samym został rekordzistą klubu pod tym względem. Wcześniej najlepszy wynik (146 spotkań) należał do Alexisa Norambueny. - Jesteśmy w grupie mistrzowskiej i nie pozostaje nam nic innego jak teraz walka o mistrzostwo. Mam nadzieję, że powtórzymy dobre wcześniejsze wyniki, mam tu na myśli ten okres kiedy graliśmy w europejskich pucharach - stwierdził po meczu Rafał Grzyb.
Bartłomiej Drągowski w starciu z Ruchem nie miał zbyt wiele pracy. W zasadzie interweniować musiał tylko raz na początku meczu po strzale Eduardsa Visnakovsa. Brak groźnych sytuacji pod bramką Jagiellonii to m.in. zasługa dobrej gry białostoczan w defensywie.
Patryk Tuszyński zaliczył w starciu z Ruchem prawdziwe wejście smoka. Napastnik na murawie pojawił się w 66. minucie zastępując Przemysława Frankowskiego. Dosłownie chwilę później, już przy pierwszym kontakcie z piłką, wpisał się na listę strzelców wykorzystując podanie Jana Pawła Pawłowskiego.
Jagiellonia to drużyna najbardziej krzywdzona przez arbitrów w tym sezonie. Wystarczy wspomnieć, że w poprzedniej kolejce nie został podyktowany rzut karny po faulu na Michale Pazdanie, a w środę sędzia ponownie nie wskazał na jedenasty metr. W dziewiątej minucie spotkania Michał Helik powalił na ziemię Jana Pawła Pawłowskiego. Wszyscy na stadionie widzieli przewinienie. Jak się jednak okazało nie wszyscy. Gwizdek sędziego Tomasza Kwiatkowskiego milczał.
W pewnym momencie pierwszej połowy na murawie stadionu pojawił się czarny kot. Przebieg w okolicach bramki Ruchu i wskoczył na trybuny. Jak się okazało przyniósł pecha drużynie z Chorzowa. Kilka minut później białostoczanie strzelili bowiem pierwszą bramkę.
Waldemar Fornalik, trener Ruchu, ma nad czym myśleć. Zespół z Chorzowa zakończył rundę zasadniczą tuż nad strefą spadkową i w dodatkowej części sezonu czeka go walka o utrzymanie w ekstraklasie. - Wracamy do domu bez punktów. Drużyny grają o dwa różne cele. My o utrzymanie, a Jagiellonia o europejskie puchary oraz mistrzostwo Polski. To na pewno większy komfort grania. My jednak zdajemy sobie sprawę z tego co nas czeka - stwierdził po meczu w Białymstoku trener Ruchu.
Chociaż podczas meczu temperatura oscylowała w granicach zera, to na trybunach było gorąco. Jagiellońska Pszczółka też musiała zwilżać gardło żeby zagrzewać kibiców do dopingu.
Jonatan Straus w drugim spotkaniu z rzędu zagrał na lewej stronie obrony i spisał się całkiem nieźle. Na szczęście gol, który zdobył Ruch po jego błędzie nie został uznany, gdyż sędzia odgwizdał pozycję spaloną.